Problemy z rozpoznaniem i oceną autoprezentacji
Jak już wspomniałem, autoprezentacja jest świadoma lub
nieświadoma, przenika niemal każdy aspekt naszego życia, a przy tym niezmiernie
rzadko – być może po prostu nigdy – nie występuje jako jedyny motyw ludzkiego
postępowania. Rodzi to zrozumiałe trudności z określeniem jej rzeczywistego wpływu
na dane zachowanie, a nawet z samą jej identyfikacją. Ludzie często w ogóle nie
zdają sobie sprawy z obecności motywów autoprezentacyjnych w swoich intencjach
i zachowaniu – a pośrednio także w swoich postawach i przekonaniach. Analizując
post hoc swoje postępowanie,
nieświadomą kontrolę nad wywieranym przez siebie wrażeniem zwykle przesłaniają
wygodnymi racjonalizacjami. Nie przyznają się po prostu sami przed sobą, że
powodowała nimi przyczyna, którą nieświadomie uznali za zbyt kompromitującą,
aby mogła być prawdziwa.
Co ciekawe, pojęcie racjonalizacji zostało po raz pierwszy użyte w węższym znaczeniu psychoanalitycznym przez walijskiego psychoanalityka Ernesta Jonesa, w artykule pod tytułem Rationalization in Everyday Life, a więc Racjonalizacja każdego dnia („Journal of Abnormal Psychology”, 1908). Zbieżność z tytułem wspominanej książki Goffmana The Presentation of Self in Everyday Life wydaje się wielce znamienna. Zarówno z zabiegami autoprezentacyjnymi, jak i maskującymi je racjonalizacjami mamy do czynienia na co dzień. Rzecz w tym, że sprzęgnięcie jednych z drugimi powoduje, iż zwykle uchodzi to naszej uwagi. Inny związany z tym problem polega na tym, że dokonującą
autoprezentacji osobę trudno oceniać w kategoriach moralnych. W przypadku autoprezentacji
autentycznej (niedokonywanej w złej wierze) nie ma, oczywiście, w ogóle sprawy.
Sama w sobie troska o wywieranie korzystnego wrażania nie jest przecież niczym nagannym.
Ale co z nieuczciwym, a nieuświadamianym manipulowaniem innymi osobami – np. w
przypadku szantażu emocjonalnego, motywowanym nieadekwatnym do rzeczywistej sytuacji
poczuciem krzywdy? Co z nieświadomą reakcją obronną na zniekształcone wizerunki
innych ludzi, np. w przypadku tzw. spostrzegania lustrzanego?
Można powiedzieć, że w takiej sytuacji stają naprzeciw
siebie dwa fałszywe – a przez to nadmiernie zantagonizowane – wizerunki
publiczne osób, które w istocie rzeczy mogą być bardzo do siebie podobne. Jak
oceniać wysiłki autoprezentacyjne ludzi, którzy operują fałszywymi
wyobrażeniami o sobie samych i sobie nawzajem? Jakże łatwo wtedy o krzywdzące
oceny. I jak trudno odróżnić autoprezentację od zwykłego oszukiwania. Jakkolwiek by nie było, wydaje się, że pomiędzy pozytywną, autentyczną autoprezentacją a celowym kreowaniem fałszywego wizerunku – podobnie jak pomiędzy świadomością a sferą nieświadomego – istnieje nieskończona liczba przypadków pośrednich, nieoczywistych, zamazanych. Nawiasem mówiąc, to właśnie dzięki tej „szarej strefie” rozmaite mechanizmy obronne, jakie automatycznie uruchamia ludzka psyche w poczuciu prawdziwych bądź wyimaginowanych zagrożeń, mogą być tak skuteczne, a zarazem tak niebezpieczne dla broniącej się za ich pomocą jednostki, prowadząc ją niekiedy na zupełne psychiczne manowce. Mechanizmy te bowiem nie tyle bronią człowieka przed zagrożeniami, ile je maskują, a czasem – co gorsza – same je po prostu stwarzają. Za ich sprawą też w ludzkie motywacje wkraczają nieświadome, irracjonalne i egoistyczne pobudki, przynosząc niekiedy naprawdę katastrofalne skutki.
Wprawdzie nie słyszałem, aby ktokolwiek zaliczał autoprezentację do mechanizmów obronnych, ale jeśli przedsiębrana jest ona nieświadomie, to osobiście nie widzę przeszkód, aby je za takie właśnie uważać. Jednostka broni się w ten sposób – podobnie jak w przypadku innych klasycznych mechanizmów obronnych – przed niekorzystnym wizerunkiem, a co za tym idzie także przed obniżeniem samooceny. W obu przypadkach obrazu własnego „ja” – zarówno zewnętrznego, jak i wewnętrznego – ego jest skłonne bronić za wszelką cenę, także za cenę racjonalnego myślenia. |
Zapraszam do odwiedzania mojej nowej strony o autoprezentacji: http://autoprezentacja.innelektury.pl/