Publiczne atrybucje
Nasze reakcje na własne lub cudze
zachowania czy jakieś wydarzenia zależą od tego, w jaki sposób je sobie
wytłumaczymy, a ściślej: jakie wnioski wysnujemy na temat ich przyczyn. W psychologii
takie przypisywanie przyczyn zachowaniom i zdarzeniom nazywa się atrybucją.
Nikogo nie chyba nie zaskoczy, jeśli stwierdzę, że wyjaśnienia przyczyn naszych własnych zachowań oraz dotyczących nas zdarzeń mają często charakter stronniczy i interesowny. Kiedy np. nie udaje nam się wygrać konkursu na jakieś stanowisko, będziemy skłonni uznać, że konkurs był z góry ustawiony, potencjalny pracodawca był do nas z jakichś powodów uprzedzony, ewentualnie kiepsko wypadliśmy, bo akurat tego dnia nie czuliśmy się najlepiej (bolała nas głowa, źle spaliśmy, rozpraszały nas różne troski itp.). Czasami tego typu samousprawiedliwienia
nie są zupełnie pozbawione podstaw, częściej jednak dochodzi w takim przypadku do
typowego błędu w wyjaśnianiu, wynikającego z tzw. egotyzmu atrybucyjnego. Dobrze
będzie przytoczyć w tym miejscu dwie nieco odmienne, ale dopełniające się definicje
tego zjawiska, z których jedna jest ogólniejsza, druga bardziej szczegółowa, obie
zaś są równie krótkie:
Kiedy zatem wygrywamy jakiś mecz, tłumaczymy to zwykle tym, że byliśmy po prostu lepsi od przeciwnika (przypisujemy sobie zasługę za sukces, tłumacząc go czynnikami wewnętrznymi, a więc naszymi zaletami). Kiedy jednak przegrywamy, tłumaczymy to często tym, że przeciwnik był wprawdzie słabszy od nas, ale akurat dopisało mu szczęście (wypieramy się odpowiedzialności za przegraną, przypisując ją czynnikom zewnętrznym, np. pechowi, błędom sędziego itp.). Wyjaśnienia takie są stronnicze, bo podejmowane są z egocentrycznego punktu widzenia i nie uwzględniają innych perspektyw. Krótko mówiąc, daleko im do obiektywizmu. Są także interesowne, ponieważ stronniczość ta ma służyć interesom naszego „ja” czy też ego, jak się to „ja” określa w psychoanalizie. Amerykański psycholog społeczny David G. Myers wymienia dwa rodzaje stronniczości: stronniczość w służbie ego (skłonność do tendencyjnie korzystnego spostrzegania siebie) oraz tendencyjność w służbie grupy (faworyzowanie członków grupy własnej). Tę drugą stronniczość można uznać za społeczną konsekwencję pierwszej: jeśli członkowie grupy, do której sami należymy, będą pozytywnie postrzegani przez innych, zyska na tym i nasz wizerunek publiczny, a tym samym i nasza samoocena. Podobnie jak w przypadku większości innych taktyk autoprezentacji, musimy wyraźnie odróżnić publiczne atrybucje od odpowiadających im – w nieco innej, choć powiązanej sferze – mechanizmów obronnych. Przypomnijmy: mechanizmy obronne są nieświadome i mają na celu przekonanie samych siebie, że rzeczywiście jesteśmy takimi osobami, za jakie lubimy się uważać (bronią naszej samooceny) – taktyki autoprezentacyjne zaś to świadome strategie, mające na celu przekonanie innych, że jesteśmy tacy, za jakich się uważamy (bronią naszego wizerunku publicznego). Wyobraźmy sobie, że ktoś zaczepia nas na ulicy, prosząc o drobne wsparcie pieniężne, a my odmawiamy. Jeśli tłumaczymy to zachowanie tym, że uważamy filantropię za nieskuteczną, a nawet szkodliwą formę pomocy, a nie tym, że obcy ludzie mało nas w istocie obchodzą i szkoda nam pieniędzy, wtedy mamy zwykle do czynienia z racjonalizacją, czyli nieświadomym mechanizmem obronnym (racjonalizacja działa często w ten sposób, że z całej wiązki motywów, które skłoniły nas do jakiegoś konkretnego zachowania, wybiera ten najlepiej o nas świadczący, a inne po prostu wypiera). Kiedy jednak podajemy to wyjaśnienie do publicznej wiadomości, to jest już świadoma taktyka autoprezentacyjna, mająca chronić nasz publiczny wizerunek. Jeśli sami wierzymy w to publiczne podane wyjaśnienie – choćby było ono błędne czy stronniczo wypaczone na skutek działania racjonalizacji – nasza autoprezentacja jest autentyczna. Dopiero kiedy świadomie podajemy wyjaśnienie, w które sami nie wierzymy, dopuszczamy się autoprezentacji fałszywej, czyli zwykłego oszustwa. O ścisłych
związkach między świadomym, publicznym (interpersonalnym) prezentowaniem siebie
a intrapersonalnym, nieświadomym prezentowaniem się sobie samemu – a pojęcie
autoprezentacji dopuszcza współwystępowanie obu tych znaczeń – pisze Jonathan
Haidt w książce Prawy umysł. Dlaczegodobrych ludzi dzieli religia i polityka? Jak sugeruje tytuł, autor rozważał
ten problem w kontekście zagadnień moralnych.
Jak widać, studiowanie zagadnień związanych z autoprezentacja nie zawsze musi sprowadzać się do pozyskiwania wiedzy o tym, jak dobrze się „sprzedać”. |
Zapraszam do odwiedzania mojej nowej strony o autoprezentacji: http://autoprezentacja.innelektury.pl/