Pławienie się cudzej chwale
Kto z nas nie chciałby się pochwalić, że kibicuje drużynie odnoszącej sukcesy, że z jego rodziny wywodzi się ktoś naprawdę sławny lub że obecna miss Polski to jego koleżanka z klasy? Pławienie się w cudzej chwale –
czasami tłumaczone jako pławienie się w odbitym blasku – należy to najbardziej
rozpowszechnionych taktyk autoprezentacyjnych. Dla porządku podaję dwie krótkie
definicje:
Jak widać, definicje te kładą akcenty na dwa różne aspekty tego zjawiska, które najlepiej zsumować. W pierwszej z nich podkreśla się, iż wzrost samooceny – w autoprezentacji: poprzez wywarcie pozytywnego wrażenia na innych – uzyskuje się dzięki bliskości osoby odnoszącej sukcesy, ale „zwykle w dziedzinie, w której sam podmiot nie aspiruje do osiągnięć”. Oznacza to, że ten rodzaj autoprezentacji ma charakter kompensacyjny – kompensuje się zazwyczaj porażki w jednej dziedzinie sukcesami w innych. Pławienie się w cudzej chwale tym różni się od klasycznej kompensacji, że owych osiągnięć w innej dziedzinie dokonuje za nas ktoś inny – niejako w naszym imieniu. Kiedy reprezentacja Polski wygrywa jakiś ważny mecz, jesteśmy z tego dumni nieledwie tak, jakbyśmy to my sami biegali po boisku i strzelali bramki. Na ową swoistą
kompensacyjno-autoprezentacyjną symbiozę zwraca także uwagę Leary:
Dlaczego „szukamy idoli triumfujących w tej sferze, w której sami wykazujemy niedostatki”? Po pierwsze, w właśnie ten sposób kompensujemy sobie te niedostatki. Po drugie, trudno sobie wyobrazić, abyśmy pławili się w blasku osoby, z którą bezpośrednio o ten blask rywalizujemy i która nas go ostatecznie pozbawia. Rywali się zwykle nie lubi i stara się ich raczej deprecjonować. Aczkolwiek wysławianie osoby, która nas pokonała, autoprezentacyjnie wydaje się o wiele bardziej korzystne: jak już przyznać się do porażki, to nie z byle kim. Przykład z drużyną uzmysławia, że zjawisko pławienia się w cudzej chwale nie musi być koniecznie wykorzystywane w celach autoprezentacyjnych. Wygrana „naszej” drużyny cieszy nas przecież także wtedy, kiedy nie mamy się komu tym pochwalić. Cieszymy się po prostu z sukcesu kogoś, kto reprezentuje grupę, do której sami się zaliczamy – a więc grupę własną. I właśnie na ten grupowy aspekt pławienia się w cudzej chwale kładą nacisk w swojej definicji Crisp i Turner. Leary podaje dość wymowny
przykład pławienia się w chwale zwycięskiej drużyny:
Niejako lustrzanym odbiciem pławienia się w cudzej chwale jest usuwanie się z cienia porażki. Nie lubimy przyznawać się do jakichkolwiek związków z osobami, które odniosły porażkę. To dlatego kiedy nasza drużyna wygrywa, chwalimy się, że to „nasi” wygrali – ale kiedy przegrywa, mówimy często: „przegrali”, a nawet: „te patałachy przegrały”, a więc nagle jacyś „oni”, już nie „nasi”. Warto też chyba zwrócić uwagę na to, że pławieniu się w cudzej chwale oddają się także ci, którzy sami tę chwałę już posiadają. Sławni artyści często pokazują się ze sobą w miejscach publicznych, lubią razem pisać piosenki, występować na scenie, brać udział we wspólnych akcjach charytatywnych (to głównie dzięki temu mechanizmowi akcje te odnoszą często sukces) itd. Słowem, chwały nigdy dość. A zjednanie sobie przychylności fanów swojego sławnego kolegi czy koleżanki to przecież nie lada kąsek. |
Zapraszam do odwiedzania mojej nowej strony o autoprezentacji: http://autoprezentacja.innelektury.pl/